Sztuka dyskusji a wybory

Polak często uważa się jednocześnie za polityka, historyka, a bardzo często także i za lekarza. Chciałbym to mówić z dumą, jednak nie zawsze jest to powód do radości. Przede wszystkim dlatego, że znaczna część naszych rodaków jest głęboko przekonana, że wie o historii, polityce czy medycynie tak wiele, żeby wypowiadać się w danej dziedzinie bardzo autorytatywnie. Samo w sobie to jeszcze nie jest problemem. Ta sytuacja staje się kłopotliwa wtedy, gdy emocje biorą górę nad rozsądkiem, a zwykła dyskusja przemienia się w walkę, podczas której nie liczą się rzeczowe argumenty, a sukcesem nie jest przedstawienie faktów – nazwijmy je: obiektywnych faktów – a udowodnienie komuś, że się myli.

Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że interlokutorzy rzadko decydują się na zmianę swojego zdania w trakcie lub po zakończeniu sporu. To może świadczyć o co najmniej o kilku sprawach, na przykład o tym, że argumenty strony przeciwnej nie były do końca przekonujące albo jedna ze stron uznaje zmianę swojej opinii za „przegraną” i ze względu na „honor” trwa przy swoich tezach.

Jeśli spór jest na poziomie, argumenty merytoryczne i rzeczowe, a rozmówcy podchodzą do siebie z szacunkiem, wtedy każdy uczestnik takiej dyskusji jest zwycięzcą. Nawet wtedy, jeśli nie przekona on swoich dyskutantów do wyznawanych racji. W moim odczuciu najważniejsze w rozmowie jest to, aby poznać argumenty „drugiej strony”, wysłuchać ją, tolerować jej opinię i nie narzucać własnej. Oczywiście można się nawzajem przekonywać, udowadniać, że jedno jest lepsze od drugiego, lecz ani przez moment nie można zapomnieć, że najważniejszy w tym wszystkim jest drugi człowiek i zaakceptowanie jego poglądów. Każdy ma prawo do własnego zdania. O tym bardzo często zapominają ludzie dyskutując o polityce.

Przed wyborami pojawia się w Sieci wiele filmików o tym, że warto wziąć w nich udział. Wedle wielu „ekspertów”, polityków i celebrytów wysoka frekwencja świadczy o obywatelskim zaangażowaniu. W pewnym stopniu tak, ale czy osoba, która raz na cztery lata spełni swój obywatelski obowiązek jest już członkiem społeczeństwa obywatelskiego? Według mnie jeszcze nie. Na taki status składa się znacznie większa ilość elementów. Lecz nie o tym chciałbym pisać, a o wyborach.

Zachęcam wszystkich do podjęcia rozważnej decyzji, aby nie tylko skorzystać z przysługującego nam prawa, ale aby zrobić to świadomie i z przekonaniem.

Co należy zrobić 9 października? Bez względu jaka będzie odpowiedź na to pytanie, pamiętajmy, aby decyzję podjąć wcześniej, a nasz głos faktycznie ma znaczenie i nie musimy rezygnować z głosowania na „swojego” kandydata, aby uniemożliwić innemu rządy czy wejście do parlamentu. Sednem demokracji powinno być wybieranie tego, kogo się wspiera, a nie głosowanie przeciw komuś.

Dlatego jeśli nie śledzicie na bieżąco sceny politycznej, nie macie sprecyzowanych poglądów na przykład na gospodarkę czy politykę zagraniczną – zastanówcie się, czy w ogóle warto iść na wybory. Ulegnę modzie generalizacji i powiem, że przeciętny obywatel nie wie zbyt dużo o polityce, gospodarce, prawie, podatkach, sytuacji międzynarodowej, Unii Europejskiej czy NATO, jest manipulowny przez media – z różnych stron sceny politycznej.

Podkreślę, że warto iść na wybory, ale jeśli jest się pewnym swoich poglądów, jeśli podchodzi się do informacji zamieszczonych w mediach krytycznie, jeśli decyzję podjęło się samodzielnie.

Poniżej dodaję dwa odcinki programu Matura to bzdura poświęcone polityce oraz film Johna Stossela.