Współczesna służba zdrowia

W połowie października miałem bardzo nieprzyjemną styczność z naszą tzw. służbą zdrowia. Całe szczęście rzadko chodzę do lekarza, bo inaczej bym już dawno zbankrutował. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, bo to nie jest ważne, przedstawię jedynie ogólną sytuację, która mnie spotkała.

10 października udałem się do lekarza ogólnego. Pani doktor, która spóźniła się 40 minut (!), wypisała mi skierowanie do gastrologa. Nie licząc tego opóźnienia wszystko było na plus. Następnie udałem się do przychodni gastrologicznej, aby tam skonsultować się ze specjalistą. Niestety okazało się, że najbliższe wolne miejsca są 15 listopada. Osobista rozmowa z jednym lekarzy też nie przyniosła rezultatu – połowa listopada i ani dnia wcześniej. Nie mogłem się na to zgodzić, w sensie potrzebowałem wizyty natychmiast, a nie za miesiąc, więc w tej samej przychodzi zapytałem o prywatną wizytę – zostałem przyjęty po 10 minutach. Zrobiłem się o 100 zł lżejszy.

Po wizycie u lekarza musiałem się zapisać na zabieg, którego wyniki wykryją przyczynę moich dolegliwości. Naiwnie zapytałem ile muszę czekać na taki zabieg z ubezpieczenia – pani w recepcji odrzekła, żebym przyszedł w grudniu, to może na styczeń się zapiszę. Kolejna wspaniała nowina. Prywatnie musiałem czekać tylko 6 dni. 400 zł zniknęło z konta.

Wszystko byłoby zupełnie naturalną sytuacją gdyby nie to, że teoretycznie mamy bezpłatną służbę zdrowia, która powinna dbać o podatników. W państwie absurdów taka patologia jest powszechnością. Niestety. Najbardziej cierpią na tym ubodzy i starsi ludzie, którzy często nie mają wyjścia i muszą wystać swoje w kolejkach. PRL kontratakuje.

A teraz chciałbym zaprosić was do obejrzenie filmu o innej medycznej patologii – o lekach refundowanych i sytuacji pacjentów. Ten materiał był bezpośrednią inspiracją do napisania moich „przygód” ze służbą zdrowia.

Dodaj komentarz