Zapraszam na nowego bloga!

Z uśmiechem i nieskrywaną radości zapraszam do odwiedzenia mojego nowego bloga! Znajdziecie go pod adresem:

www.michalsienko.pl

Na starym blogu nie będę już publikował żadnych wiadomości. Dlatego zachęcam do subskrypcji nowego i regularnego odwiedzania nowej witryny. W gwoli ścisłości dodam, że prawie wszystkie wpisy i komentarze zostały przeniesione. Zupełnie inaczej potraktowałem galerie – wyselekcjonowałem te najciekawsze i najlepsze. A już niedługo pojawią się kolejne nowe zdjęcia i artykuły, między innymi o nowościach filmowych.

Zmiana domeny bloga to jednocześnie okazja, aby podziękował wszystkim moim czytelnikom i zachęcić do dalszego czytania moich przemyśleń. Mam nadzieję, że wprowadzona przeze mnie zmiana wyjdzie nam wszystkim na dobre! :)

Raport z 2012 r.

Zapraszam do zapoznania się ze statystycznym podsumowaniem 2012 roku. Zestawienie zostało wygenerowane automatycznie przez WordPressa, na jego podstawie można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy – np. najpopularniejszy wpis czy źródła odwiedzin!

Here’s an excerpt:

19,000 people fit into the new Barclays Center to see Jay-Z perform. This blog was viewed about 74 000 times in 2012. If it were a concert at the Barclays Center, it would take about 4 sold-out performances for that many people to see it.

Click here to see the complete report.

Mój rower – czy życie zawsze musi być popieprzone?

Mój rower to nowy film Piotra Trzaskalskiego – dramat obyczajowy opowiadający perypetie jednej rodziny. Jego głównymi bohaterami są przedstawiciele trzech pokoleń: dziadek i ojciec, czyli Włodzimierz Starnawski (Michał Urbaniak), syn i ojciec – Paweł Starnawski (Artur Żmijewski) oraz syn i wnuk – Maciek Starnawski (Krzysztof Chodorowski).

MojRower

Włodek jest emerytowanym muzykiem grającym pod kotleta. Nie zdobył sławy, pieniędzy ani prestiżu, ale robił to, co lubił i był szczęśliwy. Niestety jego żona Barbara i syn Paweł nie byli tak zadowoleni z niego, jak on sam z siebie. Włodka poznajemy w chwili, gdy opuszcza go żona. Czara goryczy przelała się i uciekła od niego i jego alkoholowego nałogu. Zrozpaczony, stary i schorowany mężczyzna sprowadza do domu swojego syna i wnuka. Oni mieli pomóc mu stanąć na nogi.

Paweł jest światowej klasy wirtuozem gry na fortepianie, mieszka i pracuje w Berlinie. Jednocześnie kocha i nienawidzi swojego ojca. Przyjechał do Łodzi, aby odnaleźć matkę i kazać jej wrócić. Wykazuje całkowity brak empatii, szacunku, jest pochłonięty tylko swoją karierą. Cham i buc jakich mało. Po trupach do celu. Nie potrafi dogadać się ani ze swoim ojcem ani ze swoim synem.

Maciek przyleciał do Łodzi z Londynu, gdzie mieszka ze swoją matką. Do swojego ojca czuje obrzydzenie. Świetnie dogaduje się z dziadkiem, który staje się dla niego kimś bliskim. Typowy przedstawiciel młodego pokolenia przesiąkniętego nowoczesną technologią – swojego smartphone’a ma zawsze w kieszeni, służy mu do wysyłania sms-ów, robienia zdjęć i słuchania muzyki.

Mój rower to film o poszukiwaniu drogi do szczęścia. Każdy z bohaterów występujących w tej produkcji znajduje się na innej ścieżce, inaczej myśli o przyszłości, inaczej wspomina przeszłość. Jednak łączy ich jeden cel – chcą uzyskać spokój ducha. Jak to zrobić? W filmie nie uzyskujemy jednoznacznej odpowiedzi, uzyskujemy natomiast pewność, że da się to szczęście osiągnąć.

Film Trzaskalskiego to bardzo dobra produkcja – jak na dramat akcja jest bardzo wartka, a obrazy dynamiczne. Film ma szybkie tempo, ale są też oczywiście momenty spokojne, dzięki czemu film nie jest jednostajny i nie nuży. Efekty potęguje muzyka i klimat – świat przedstawiony w filmie jest spowity ciemnymi chmurami, przez które przenikają snopy światła – oczy głównych bohaterów są skierowane właśnie na nie.

MojRower2

Bardzo dobrze zagrali Artur Żmijewski i Michał Urbaniak. Żmijewski zaprezentował się jako wielki snob, twardziej, zimny drań – dokładnie tak sobie wyobrażam zachowanie syna nienawidzącego swojego ojca, ale czującego społeczne wymagania zaopiekowania się rodzicielem. Przemiana Pawła (A. Żmijewski), która dokonała się w trakcie filmu była bardzo powolna, stopniowa – postać dojrzewała do pogodzenia się z ojcem, przebaczenia mu i pokochania go na nowo. Rola w Moim rowerze to jedna z lepszych kreacji Żmijewskiego.

Michał Urbaniak zagrał Włodka – dziadka zmęczonego życiem, niedołężnego, zobojętniałego, kłamce i alkoholika. Z założenia nie mogła to być postać tak dynamiczna jak postać grana przez Żmijewskiego, dlatego między Włodkiem (ojcem Pawła) a Pawłem występowała duża różnica charakteru, co nadawało pazura ich relacjom. Opieszałość, niechęć, a może nawet prokrastynacja Włodka były bardzo autentyczne.

Najmłodszy z pierwszoplanowych aktorów, czyli Krzysiek Chodorowski też zagrał dobrze, ale został przyćmiony przez swoich starszych kolegów po fachu. Jeśli jego kariera będzie rozwijała się prawidłowo, to w przyszłości jest szansa na branżowy sukces.

Piotr Trzaskalski wykonał kawał bardzo dobrej roboty. Ta produkcja to jeden z lepszych polskich filmów ostatnich lat. Bardzo dobrze wpisuje się w nurt polskich dramatów obyczajowych – jest mocny, wyrazisty, poruszający. Warto poznać Mój rower.

Coś się kończy, coś się zaczyna

To był dziwny rok. Obfitował w setki nieprzewidzianych zdarzeń. Czasami pozytywnych, a czasami druzgocących. Gdy patrzę na poprzednie 12 miesięcy z jednej strony chce mi się płakać, a z drugiej jestem z siebie zadowolony. Widocznie nie można mieć wszystkiego, a szczęśliwa passa kiedyś musiała się skończyć.

Zastanawiam się jaka piosenka najlepiej oddaje klimat minionego roku. Chyba najbardziej pasuje przebój z 1985 r. zespołu Turbo – „Jaki był ten dzień?”. Należy go jedynie odnieść nie do dnia, ale to 366 dni. Jaki był ten rok?

Już początek 2012 r. zwiastował pewne problemy, szczególnie impreza sylwestrowa 2011/2012, ale głęboko wierzyłem, że tamte wydarzenia nic nie znaczyły. W sferze osobistej potem było tylko gorzej. Aż przestało być w ogóle. Zamiast wziąć Beatę za żonę, rozstaliśmy się. Teraz już nie utrzymujemy żadnego kontaktu. Przestaliśmy istnieć dla siebie. Straciłem osobę, która była dla mnie najważniejsza, z którą chciałem dzielić się wszystkim. Życie. Teraz zostało mi po niej setki zdjęć, milion wspomnień, pierścionek zaręczynowy i obrączki.

Szukając ucieczki i zapomnienia stanąłem po Ciemnej stronie Mocy. Teraz widzę światełko na końcu tunelu i powoli zmierzam w jego kierunku. Czas zakończyć okres błędów i wypaczeń.

Moje życie prywatne zmieniło się diametralnie. Odnowiłem wiele starych kontaktów, które przez ostatnie lata zaniedbałem, zyskałem wielu nowych, wspaniałych znajomych. Cieszę się z tego co zyskałem, bo dzięki tym ludziom powoli zaczynam stawać na nogi. Dali mi pewną stałość, podporę, której potrzebowałem.

Aby nie myśleć o przykrościach, poświęciłem się swoim pasjom i pracy. Starałem się regularnie organizować sesje zdjęciowe – w tym roku miałem ich rekordową liczbę. Powoli uczę się robić dobre zdjęcia, mam nadzieję, że za jakiś czas będę miał czym się pochwalić. Chciałem też wrócić do cyklicznego grania w RPG. Niestety moja stara ekipa albo nie gra albo gra beze mnie, więc tutaj skończyło się tylko na staraniach. Trochę lepiej wyglądała kwestia grania w planszówki, bo w te nadal gram regularnie.

Jedną z najważniejszych rzeczy 2012 r. była dla mnie nasza firma, w którą zaangażowałem bardzo dużo sił, czasu i finansów. Wydaliśmy 3 tytuły w minionym roku: „W Zakładzie. Lubelski Lipiec ’80”, „Teomachię” oraz „Sigismundus Augustus. Dei gratia rex Poloniae”. Jak na razie gry przyjmują się dobrze i bardzo dobrze. Niestety nie jesteśmy jeszcze zbyt znani na rynku gier planszowych, ale z każdym miesiącem co raz więcej osób kojarzy gry z logo FGH, gra w nie i poleca znajomym. Jestem wręcz pewien, że jeszcze kilka lub kilkanaście miesięcy i nasze gry zostaną dostrzeżone i docenione przez szerokie grono graczy. Poza tym nasze chęci i starania zaowocowały wieloma ciekawymi kontaktami i znajomościami.

Ta praca przynosi mi sporo satysfakcji. Owszem, jest męcząca, często stresująca, ale to jest wpisane w każdy zawód. Najgorsze jest to, że swoje „biuro” mam we własnym pokoju, więc w pracy jestem 24h na dobę. Ale cóż, przynajmniej mogę sobie zrobić drzemkę poobiednią!

Jaki był miniony rok? Dziwny. Specyficzny. Jaki będzie ten? Wierzę, że to człowiek kieruje swoim życiem, nie przypadek, nie bogowie, nie historia. Dlatego chcę być demiurgiem swojego życia. Dlatego ten rok będzie lepszy!

Atlas chmur – komentarz

Gdy zobaczyłem trailer tego filmu wiedziałem, że chcę na niego pójść. Poszedłem. Produkcja okazała się bardzo ciekawa. Wielowątkowa fabuła, barwne światy i postacie. Wszystko to splecione na dziesiątki sposobów na różnych płaszczyznach.

Gra aktorska całkiem spoko – warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że główni aktorzy odgrywali różne role (np. Tom Hanks wcielił się w aż 6 postaci: Dr. Henry’ego Goose’a, kierownika hotelu, Isaaca Sachsa, Dermota Hogginsa, aktora grającego Cavendisha oraz Zachariasza), więc nie mieli prostego zadania, a wyszli z niego obronną ręką.

Film długi i wciągający, choć nie do końca mogłem zgodzić się z jego przekazem – ale to dyskusyjna sprawa.

Generalnie: polecam!

Współczesna służba zdrowia

W połowie października miałem bardzo nieprzyjemną styczność z naszą tzw. służbą zdrowia. Całe szczęście rzadko chodzę do lekarza, bo inaczej bym już dawno zbankrutował. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, bo to nie jest ważne, przedstawię jedynie ogólną sytuację, która mnie spotkała.

10 października udałem się do lekarza ogólnego. Pani doktor, która spóźniła się 40 minut (!), wypisała mi skierowanie do gastrologa. Nie licząc tego opóźnienia wszystko było na plus. Następnie udałem się do przychodni gastrologicznej, aby tam skonsultować się ze specjalistą. Niestety okazało się, że najbliższe wolne miejsca są 15 listopada. Osobista rozmowa z jednym lekarzy też nie przyniosła rezultatu – połowa listopada i ani dnia wcześniej. Nie mogłem się na to zgodzić, w sensie potrzebowałem wizyty natychmiast, a nie za miesiąc, więc w tej samej przychodzi zapytałem o prywatną wizytę – zostałem przyjęty po 10 minutach. Zrobiłem się o 100 zł lżejszy.

Po wizycie u lekarza musiałem się zapisać na zabieg, którego wyniki wykryją przyczynę moich dolegliwości. Naiwnie zapytałem ile muszę czekać na taki zabieg z ubezpieczenia – pani w recepcji odrzekła, żebym przyszedł w grudniu, to może na styczeń się zapiszę. Kolejna wspaniała nowina. Prywatnie musiałem czekać tylko 6 dni. 400 zł zniknęło z konta.

Wszystko byłoby zupełnie naturalną sytuacją gdyby nie to, że teoretycznie mamy bezpłatną służbę zdrowia, która powinna dbać o podatników. W państwie absurdów taka patologia jest powszechnością. Niestety. Najbardziej cierpią na tym ubodzy i starsi ludzie, którzy często nie mają wyjścia i muszą wystać swoje w kolejkach. PRL kontratakuje.

A teraz chciałbym zaprosić was do obejrzenie filmu o innej medycznej patologii – o lekach refundowanych i sytuacji pacjentów. Ten materiał był bezpośrednią inspiracją do napisania moich „przygód” ze służbą zdrowia.

Otwarcie Portu Lotniczego Lublin

1 grudnia 2012 r. władze województwa lubelskiego oraz Portu Lotniczego Lublin zorganizowały dzień otwarty, w którym było można zwiedzić nowo wybudowany terminal oraz wszystkie (albo prawie wszystkie) budynki należące do tego kompleksu. Taka okazja, czyli otwarcie nowego lotniska, zdarza się nadzwyczaj rzadko, dlatego sądziłem, że będzie na co popatrzeć i co robić.

Wielkim problemem był dojazd – 15 kilometrową trasę pokonaliśmy w 2 godziny! Policja nie kierowała ruchem, a przez to niska przepustowość dróg dojazdowych (bo trasy szybkiego ruchu nie są ani przejezdne, ani tym bardziej skończone…) okazała się gigantycznym problemem! Całe szczęście jechaliśmy w komfortowych warunkach, bo w osobówce, ale gdyby przyszło mi jechać w podstawionych przez MPK autobusach i ścisku, to bym zwątpił bardzo szybko…

Na gości na miejscu czekał nowy, bardzo estetyczny terminal. Budynek ładny, ale za to strasznie mały. Wiem, że lubelskie lotnisko nie będzie zbyt oblegane, ale mimo wszystko zdziwiłem się jego (nie)wielkością. Wewnątrz terminalu organizowane były loterie i konkursy – sam nie brałem w nich udziału, ale sądząc po liczbie osób cieszyły się dużym zainteresowaniem.

Z terminalu wyszliśmy na płytę lotnika, na której rozstawione były różne ciężkie sprzęty (pługi, rozmrażarki, samochody do przewożenia bagażu) – było ich całkiem sporo. Zobaczenie z bliska tego typu maszyn to całkiem ciekawe doświadczenie, szczególnie, że to raczej nietypowe urządzenia.

Oprócz ciężkiego sprzętu na płycie lotniska były rozstawione jeszcze namioty i dwa punkty cateringowe. Niestety nie były zbyt dobrze wyposażone – o godz. 12:00 w jednym z nich skończył się chleb i sprzedawano kiełbaski z grilla, grochówkę i bigos bez żadnego pieczywa.

Organizatorzy dnia otwartego chyba nie spodziewali się tak wielkiego zainteresowania, bo przygotowali straszliwie mało atrakcji dla zwiedzających. Na lotnisko przyjechało kilkanaście tysięcy ludzi z całej Lubelszczyzny. Korzystając z takiej okazji można było zrobić wielki festyn, zapewnić lepszą obsługę cateringową, więcej atrakcji dla dzieci i dorosłych, zorganizować jakąś scenę, występy czy koncert. Można by na takiej imprezie wiele zarobić, a także pokazać, że w Lublinie zabawa trwa cały rok – nawet 1 grudnia.

Wg mnie okazja była świetna, jednak jej potencjał został całkowicie niewykorzystany. A szkoda, bo takie przedsięwzięcie już się nie powtórzy w najbliższym czasie.

Zmiana paradygmatu edukacji

„Szkoła óczy” – ten frazes zakrzyknie co drugi gimnazjalista, a wiele osób z dumą nosi koszulki z właśnie takim napisem. Niechęć do szkoły jest chyba w człowieku wrodzona. Od początku istnienia szkolnictwa, na jakimkolwiek poziomie, zdarzały się dziwne przypadki uczniów, które podważały całą idee edukacji. Może po prostu szkoła nie jest dla wszystkich i lepiej by było, gdyby zamiast obowiązkowych szkół ponadgimnazjalnych wprowadzić wybór między dalszą kontynuacją nauki a kursami przygotowawczymi do konkretnych zawodów?

Współczesna edukacja dzięki zaawansowanej technologii ma szansę rozwinąć skrzydła, potrzeba jednak chęci i kogoś z głową. Możliwe, że kimś takim jest Sir Ken Robinson, jeden z uznanych światowych liderów w dziedzinie rozwoju innowacyjności i zasobów ludzkich. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z prezentacją Sir Robinsona pt. Zmiana paradygmatu edukacji.

Czy metody zaprezentowane w poniższej prezentacji są rozwiązaniem na problemy współczesnego szkolnictwa?